Kup teraz na Allegro.pl za 57,39 zł - Przenoszenie paska siatki pacjenta Przenieś się z łóżka i łóżka (12903662483). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect! RT @MordekM: Nooo, mam właśnie taką żółtaczkę. Już prawie 40 lat. Do tego przywiązywanie do łóżka, bo jako 3-latek nie rozumiałem, że mam leżeć spokojnie, a wtedy rodzicom wstęp na oddział był zabroniony. Są różni lekarze, różne szpitale i różne historie. Życie 🤷‍♂️. 27 Feb 2023 22:08:45 Obydwoje partnerów unika zależności/ każde ucieka, izoluje się w sytuacji stresu (unikający-unikający). Jedno czuje się pozbawione wsparcia, kiedy drugie czuje się przytłoczone potrzebami tego pierwszego, które uważa za niemożliwe do zaspokojenia (unikający-lękowy). Jeden z partnerów zawsze jest w roli zależnej, kiedy drugi ŁÓŻECZKO KOŁYSKA DOSTAWKA DO ŁÓŻKA NIEMOWLĘCA. od Super Sprzedawcy. Stan. Nowy. 316, 90 zł. zapłać później z. sprawdź. 323,89 zł z dostawą. Produkt: Kołyska tradycyjna LULILO 57 x 92 cm odcienie szarości i srebra. Dzięki zastosowaniu poduszki obracanie pacjenta nie będzie wymagało dużej siły, a dla osoby leżącej czynność ta będzie zdecydowanie bardziej komfortowa. Wymiary: 49cm x 41,5cm x 10,6cm. Funkcjonalność produktu: Umożliwia obracanie pacjenta przez opiekuna bez konieczności dźwigania. Pomocna w profilaktyce powstawania odleżyn Najważniejsze zasady udzielania świadczeń: pielęgniarka POZ wykonuje zabiegi na podstawie skierowań oraz zleceń od lekarzy pracujących w ramach umowy z NFZ, pielęgniarka może pobrać materiał do badań diagnostycznych w domu pacjenta, ale wyłącznie na zlecenie lekarza POZ (do którego zadeklarowany jest pacjent), . Przywiązywanie do fotela i zakładanie skarpetek na ręce? RPO pisze do MZ w sprawie "niestandardowych form opieki" / iStock Opublikowano: 14:26 Zakładanie pasów albo skarpetek na dłonie pensjonariuszy i przywiązywanie ich za rękę paskiem do łóżka – to rzeczywistość wielu domów opieki w Polsce. RPO apeluje do MZ o uregulowanie tzw. niestandardowych środków zabezpieczających na poziomie ustawowym. Przywiązywanie pasem do łóżka i skarpetki na rękachBrak jasnych regulacjiNie ma osób z fachową wiedzą Przywiązywanie pasem do łóżka i skarpetki na rękach Działający w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur wizytuje domy pomocy społecznej, placówki całodobowej opieki oraz zakłady opiekuńczo-lecznicze. W wyniku obserwacji zauważono kilka niepokojących praktyk. Jak pisze w liście skierowanym do Ministerstwa Zdrowia Marcin Wiącek, wobec pensjonariuszy stosowane są „nieuregulowane w przepisach prawa niestandardowe formy opieki”, takie jak: zakładanie pasów na ręce albo skarpetek na dłonie mieszkańca w celu uniknięcia dotykania miejsc chorobowo zmienionych, przywiązywanie mieszkańców za rękę paskiem do łóżka, aby zapobiec wypadnięciu lub wyrwaniu przezskórnej endoskopowej gastrostomii (tzw. PEG-a), zabezpieczanie przed upadkiem oraz osunięciem się osób mających trudności z utrzymaniem pozycji siedzącej za pomocą ręczników, prześcieradeł, pasów biodrowych lub rajstop mocowanych do foteli i wózków inwalidzkich. „W moim przekonaniu wszystkie wskazane wyżej przypadki ujawnione w trakcie wizytacji Krajowego Mechanizmu świadczą o istnieniu systemowego problemu stosowania przez personel placówek opiekuńczych metod, które formalnie nie są przymusem bezpośrednim i jako takie nie zostały uregulowane w ustawie z dnia 19 sierpnia 1994 r. o ochronie zdrowia psychicznego, ale ograniczają faktycznie wolność osób poddanych ich działaniu, stwarzając tym samym ryzyko zbytniej i niekontrolowanej ingerencji w wolność jednostki” – podkreśla RPO. W przestrzeni zakupowej HelloZdrowie znajdziesz produkty polecane przez naszą redakcję: Zdrowie intymne i seks, Odporność, Good Aging, Energia, Beauty Wimin Zestaw z dobrym seksem, 30 saszetek 139,00 zł Odporność Naturell Uromaxin + C, 60 tabletek 15,99 zł Odporność, Good Aging, Energia, Beauty Wimin Zestaw suplementów, 30 saszetek 99,00 zł Odporność Iskial MAX + CZOSNEK, Suplement diety wspierający odporność i układ oddechowy, 120 kapsułek 42,90 zł Odporność, Good Aging, Energia, Beauty Wimin Zestaw z Twoim mikrobiomem, 30 saszetek 139,00 zł Brak jasnych regulacji RPO Marcin Wiącek podkreśla, że choć środki stosowane w domach opieki społecznej wykazują pewne podobieństwo do środków przymusu bezpośredniego, takich jak przytrzymanie czy unieruchomienie, to w jego ocenie, zgodnie z ustawą, nie mogą one zostać do nich zaliczone. „Brakuje zatem regulacji i wytycznych, które określałyby przesłanki uzasadniające zastosowanie takich niestandardowych form zabezpieczania mieszkańców, procedurę ich stosowania oraz używany do tego sprzęt” – zaznacza RPO. Dodaje, że z wizytacji KMPT wynika, iż personel wykorzystuje przedmioty codziennego użytku, podczas gdy powinien posługiwać się produktami specjalistycznymi, mającymi odpowiednie atesty i dającymi gwarancję bezpiecznego stosowania. Szczególnie, że mówimy o osobach w podeszłym wieku i z niepełnosprawnościami. „Bardzo rzadko stosowanie tych zabezpieczeń jest też odnotowywane w dokumentacji medycznej mieszkańca – nie ma bowiem takiego wymogu” – dodaje Wiącek. Nie ma osób z fachową wiedzą Jest jeszcze jedna kwestia, na którą zwraca uwagę RPO. Podkreśla, że w większości przypadków, z którymi spotkali się przedstawiciele KMPT, do stosowania „niestandardowych środków zabezpieczających” – z powodu braku regulacji tej kwestii – nie były angażowane osoby dysponujące fachową wiedzą. Chodzi na przykład o lekarza, psychiatrę czy rehabilitanta. „To właśnie eksperci co do specjalnych potrzeb niektórych podopiecznych są w stanie zadecydować o potrzebie stosowania takiego środka, jego czasie i warunkach oraz ewentualnych przeciwskazaniach” – zauważa Wiącek. „Ponadto należy mieć także na uwadze wolę samej osoby, wobec której stosowane są takie zabezpieczenia. Jeżeli pensjonariusz jest w pełni świadomy, powinien mieć także możliwość wypowiedzenia się co do takiej sytuacji” – dodaje. Dlatego RPO, ze względu na „konieczność ochrony życia i zdrowia osób tam umieszczanych, a także kierując się potrzebą minimalizacji ryzyka tortur lub nieludzkiego albo poniżającego traktowania” apeluje do MZ o uregulowanie tzw. niestandardowych środków zabezpieczających na poziomie ustawowym. Zobacz także Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem. Ewelina Kaczmarczyk Zobacz profil Podoba Ci się ten artykuł? Powiązane tematy: Polecamy Józef Kielar: Dlaczego warto wspierać Centra Zdrowia Psychicznego? Katarzyna Szczerbowska: Dlatego, że jest to takie miejsce, w którym można natychmiast otrzymać pomoc, a nie czekać miesiącami na wizytę u psychiatry. Nowością i fenomenem nie tylko w psychiatrii, ale właściwie w całej ochronie zdrowia jest to, że w takich centrach, a mamy ich już 31, nikt nie zapisuje się do kolejki, ani nie rejestruje się wcześniej. To dlatego o wsparcie dla CZP proszą ministra zdrowia osoby, które miały kryzys psychiczny, ich bliscy, lekarze psychiatrzy oraz Polacy, którzy rozumieją, że jest to wielki problem. W przypadku załamań zdrowia psychicznego, często trzeba działać błyskawicznie, żeby nie doszło do zaostrzenia kryzysu i niezbędnej wtedy hospitalizacji. W punkcie zgłoszeniowo koordynacyjnym CZP, czynnym w każdy dzień powszedni od godz. 8 do 18, a w niektórych centrach, np. w Koszalinie, nawet do 20, na potrzebujących pomocy czeka specjalista. Jak przebiega taka rozmowa? Na pewno padnie pytanie, w czym tkwi problem i co nas skłoniło do szukania pomocy? Po nim można też spodziewać się pytań o styl życia, jakość snu, sposób odżywiania, o ewentualne dotychczasowe leczenie psychiatryczne, czy psychoterapeutyczne, no i od kiedy osoba zgłaszająca się po pomoc zauważa, że dzieje się coś niepokojącego. Objawy kryzysu psychicznego mogą być różne - utrata wagi albo przybieranie na niej, bóle głowy, częste infekcje. Ustalenie tych wszystkich kwestii jest ważne, bo na podstawie rozmowy, opracowuje się wstępny plan leczenia. Form pomocy w centrum jest wiele. Mogą to być regularne wizyty u psychiatry, psychoterapia indywidualna lub grupowa, pobyt na oddziale dziennym do którego przychodzi się rano na kilka godzin zajęć terapeutycznych i wraca po nich do domu. To może być wreszcie leczenie domowe, które polega na tym, że specjaliści jeżdżą do pacjenta i pracują z nim i z jego rodziną. W domu może odbywać się psychoterapia, ale też może tam przychodzić pielęgniarka po to, by podać lek w zastrzyku. Irena Lipowicz, Ewelina Nojszewska, Sebastian Sikorski Sprawdź POLECAMY A co się dzieje w sytuacjach nagłych poważnych, zagrażających życiu i zdrowiu, jak silne myśli samobójcze, czy ostra psychoza? Centra proponują tzw. łóżka kryzysowe w szpitalu a wraz z tym - leczenie całodobowe. Dzięki różnym innym formom pomocy, hospitalizacja ta może być jak najkrótsza, bo po niej pacjent trafia do CZP, w którym dostaje pomoc w zdrowieniu. Dawna psychiatria skupia się na leczeniu człowieka z choroby. W leczeniu środowiskowym celem jest prowadzenie pacjenta ku zdrowieniu i utrzymywaniu go w tym zdrowiu. W związku z tym, centra zatrudniają doradców zawodowych i pracowników socjalnych, którzy pomagają chorym wrócić do nauki, czy do pracy. To ważne, bo praca ma terapeutyczną moc - pozwala skupić się na tym, co jest do zrobienia, spełniać się, czuć się potrzebnym, być niezależnym finansowo. Poza tym CZP zatrudniają asystentów zdrowienia - to osoby, które doświadczyły kryzysu psychicznego, opanowały go, przeszły przez odpowiednie szkolenie, żeby pomagać ludziom w kryzysie i ich bliskim. Są one wzorem na to, że z załamaniem psychicznym można sobie poradzić. Mogą pomóc w rozpoznawaniu objawów, które zwiastują kryzys np. bezsenność czy odczuwanie nieuzasadnionego lęku. Wielu pacjentów poddaje się na początku kryzysu. Mają poczucie, że ich choroba jest nieuleczalna, że społeczeństwo ich nie chce. W ostrej fazie załamania, ważna jest pomoc lekarzy, którzy mogą złagodzić jego skutki farmakologicznym wsparciem, ale przychodzi moment, gdy trzeba zawalczyć o siebie. Czytaj: Dorośli w kryzysie mają już jakąś pomoc, dzieci i młodzież zostawieni sami sobie>> I uwierzyć, że można żyć zdrowo, być matką, mężem, pracownikiem... ? Tak. Jest taki słynny amerykański psychiatra Daniel Fisher, który doświadczył kryzysu w wieku 20. lat po tym, jak zostawiła go żona. Trafił do szpitala, gdzie zdiagnozowano u niego schizofrenię. Kiedy odwiedził go szwagier, powiedział mu, że kiedyś chciałby zostać psychiatrą a szwagier odpowiedział: wierzę w ciebie, uda ci się. I te słowa stały się dla Fishera motorem do działania i walki z samym sobą o siebie. Mówi w wywiadach, że powrót do nauki nie był łatwy, ale udało się osiągnąć cel. Teraz jeździ po świecie i opowiada jak ważne dla osoby w kryzysie jest otoczenie wsparciem, towarzyszenie. Psychiatrzy często twierdzą, że rozmowa jest pierwszą pomocą w kryzysie, ale są stany, w których trudno wydobyć z siebie słowo. Porozumiewamy się na poziomie energetycznym, więc obecność drugiego człowieka otwartego na nas, może być bezcenna, nawet jeśli oboje milczymy. Wszystkich ludzi doświadczających kryzysu łączy silne odczuwanie emocji. Każdy, kto doświadczył psychozy wie, że jest ona, jak sen na jawie i że jak ze snu można się z niej obudzić. Drugi człowiek może bardzo w tym pomóc. Ważne jest to, że w centrach bezpłatnie mogą dostać pomoc osoby, które są nieubezpieczone. Do CZP można się zgłosić z diagnozą schizofrenii, depresji, choroby afektywnej dwubiegunowej ale też, kiedy doświadcza się załamania związanego z utratą bliskiej osoby, czy zwolnieniem z pracy. Tych drugich pacjentów jest obecnie więcej, niż zwykle. Ludzie tracą pracę, umierają im bliskie osoby, z którymi nawet nie mają jak się pożegna. No, ale na pewnie leczenie w CZP jest droższe niż w poradniach? O nie, ono znacznie bardziej się opłaca. Dzięki takiej terapii jest wielka szansa utrzymać pacjentów w staraniach o wspólne dobro, bez skazywania ich na renty i utrwalanie w kryzysie. Takie pomaganie jest więc poza innymi zaletami korzystne finansowo. Rewolucja w psychiatrii, czyli pilotaż w centrach zdrowia psychicznego - czytaj tutaj>> Czy to dzięki Centrom Zdrowia Psychicznego dokonuje się transformacja leczenia ze skoncentrowanego na izolacji w szpitalu na rzecz aktywnej pomocy im w środowisku zamieszkania? Oczywiście, bo one proponują opiekę blisko domu, dostępną, szybką, włączającą w terapię bliskich, podążającą formami pomocy za dynamiką kryzysu. Na początku może być ona skoncentrowana na wspieraniu przez psychiatrę i psychoterapeutę a z biegiem czasu jej podstawą może stać się psychoterapia grupowa, w której jest miejsce na wymianę doświadczeń z osobami o podobnych problemach. Centra mogą działać elastycznie, bo ich budżet nie jest uzależniony od rozliczanych tzw. pełnych łóżek i liczby wizyt w poradni, ale od liczby mieszkańców w danym regionie. Nie obowiązują limity dla poszczególnych form pomocy, ale trzeba tak zorganizować opiekę, aby w każdej chwili przyjąć osobę, która zgłosi swój problem i zaopiekować się nią jak najlepiej. Liczy się człowiek, wspieranie go na różne sposoby, a nie rozliczanie pełnych łóżek czy wizyt u lekarza. W sytuacji, gdy psychiatria finansowana jest głównie na tzw. pełne łóżka, w szpitalu, wymusza to taką formę leczenia na lekarzach, przyjmowanie pacjentów do szpitala. To z zaniedbań kryzysów, które można było opanować szybką interwencją i z wymogów biorą się wielomiesięczne, czasem trwające ponad pół roku albo i dłużej hospitalizacje rujnujące życie tzw. wiecznym pacjentom. Nie wszyscy mamy jednak dostępu do takiej środowiskowej pomocy w centrach. Obecnie w 31 placówkach (CZP) opieka dostępna jest dla 11 procent mieszkańców Polski. Działają one w ramach pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego. Pilotaż może mieć kłopoty finansowe wynikające z kryzysu finansowego związanego z COVID-19. W tym roku nie udało się otworzyć tyle CZP, ile zamierzano. Zgodnie z planem, program ma się zakończyć w połowie przyszłego roku. W petycjach, od których zaczęła się nasza rozmowa, pacjenci, ich bliscy, Polacy, którzy popierają ten projekt, proszą ministra zdrowia, żeby wsparł go swoimi decyzjami przedłużając do końca 2022 r. Chodzi o to, żeby z reformy nie zrezygnować, ale żeby dalej wprowadzać ją łagodnie, stopniowo, tak by takie leczenie było dostępne dla wszystkich potrzebujących do końca 2027 roku. Wcześniej w tej sprawie do ministra zdrowia swoje pismo skierowali lekarze psychiatrzy. Podpisało je 80 uznanych autorytetów. Prosili w nim o nowelizację ustawy o ochronie zdrowia psychicznego wprowadzającą ustawowe ramy niezbędne dla utworzenia i sprawnego funkcjonowania trzypoziomowego systemu opieki psychiatrycznej – dla dorosłych oraz dla dzieci i młodzieży. O ustalenie tzw. mapy drogowej, dalszych zmian systemowych w obszarze psychiatrii dorosłych oraz dzieci i młodzieży. W tych miejscach, w których działają centra już zauważa się mniej hospitalizacji, w tym mniej tych najbardziej dramatycznych, czyli bez zgody pacjenta. Taki chory jest w stanie ewidentnie wymagającym pomocy, nie jest w stanie złożyć nawet podpisu pod zgodą na leczenie, bo nie chce, choć niedawno próbował wyskoczyć z balkonu w przekonaniu, że umie latać, albo zaczął podcinać sobie żyły. Czytaj: RPO: Ochrona zdrowia psychicznego wymaga systemowej zmiany>> Co zawiera petycja od osób z doświadczeniem kryzysu psychicznego do ministra zdrowia? Możemy w niej przeczytać, że kryzysy w porę nierozwiązane łamią lub zabierają życie. O tym, że centra dają nadzieję na szybką, dobrą, przyjazną pomoc, że są odpowiedzialne za zapewnienie pomocy mieszkańcom określonego obszaru. Jest w niej apel do ministra o przyśpieszenie rozwoju sieci CZP i jego ukończenie, o zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia psychicznego do poziomu co najmniej średniego w Europie, tj. 5 proc. udziału w całości nakładów na ochronę zdrowia (obecnie jest to 3,4 proc.). Bez zwiększenia nakładów na psychiatrię nie da się skutecznie przeprowadzić reformy tej dziedziny medycyny a pacjenci często są pozbawieni odpowiedniej pomocy. Warto mieć na uwadze, że pod względem nakładów na zdrowie psychiczne Polska jest na przedostatnim miejscu w UE. W okresie pandemii wielu Polaków przeżywa kryzys psychiczny. Czy ktoś monitoruje ten proces i pomaga tym osobom choć w minimalnym stopniu? Myślę, że na takie statystyki jest za wcześnie. Zapewne pełniejszy obraz będziemy mieli, kiedy skończy się ten rok. O tym, jak pandemia zmieniła pracę w wolskim CZP rozmawiałam z Katarzyną Stankiewicz, która je prowadzi. Powiedziała, że liczba nowych pacjentów przychodzących do Punktu Zgłoszeniowo Koordynacyjnego w stosunku do 2019 r. wzrosła w kwietniu i maju 2020 r. o około 20 proc. Wówczas także zwiększyła się liczba wizyt dzięki wprowadzeniu teleporad. Warto zwrócić uwagę na to, że wiele Poradni Zdrowia Psychicznego w czasie lockdownu, całkowicie zamknęło się na nowych pacjentów, a jej centrum w tym czasie ich przyjmowało. Na początku pandemii w CZP było więcej interwencji kryzysowych związanych z izolacją, samotnością, napięciami rodzinnymi, lękiem o pracę, zdarzały się też myśli samobójcze. W kwietniu, maju i czerwcu wzrosło o 20 proc. także zainteresowanie pacjentów pomocą w koszalińskim Centrum Zdrowia Psychicznego, kierowanym przez dr Izabelę Ciuńczyk. Zapytałam ją o to, komu, i jakiej pomocy udzielało CZP? Odpowiedziała mi, że pierwsza grupa, to osoby z zaburzeniami adaptacyjnymi z powodu konsekwencji pandemii - śmierci bliskiej osoby, zwolnieniem z pracy, zmniejszeniem wynagrodzenia i kredytami do spłaty. Druga grupa, to osoby za zaburzeniami lękowymi i/lub depresyjnymi wywołanymi niewiadomą jaką była sama pandemia, czy umrzemy, jak będziemy chorować, co nam grozi itp. oraz izolacja, brak kontaktu z bliskimi, zwłaszcza w okolicy Świąt Wielkanocnych. Trzecia grupa, to obecnie zwiększająca się liczba osób proszących o zaświadczenie, że nie mogą nosić maseczki. Czwartą są medycy. CZP współpracuje bowiem z Izbami: pielęgniarską i lekarską. W tym przypadku, pomoc głównie opiera się na dyżurach psychologów, służących rozmową. Piąta i najmniejsza grupa, to osoby z kryzysem psychotycznym dotyczącym pandemii. Pani doktor miała pacjenta, który zamknął żonę i dzieci w domu na wsi, w przekonaniu, że wirus, to spisek Chin. Irena Lipowicz, Ewelina Nojszewska, Sebastian Sikorski Sprawdź POLECAMY Jest pani autorką wstrząsającego i znakomitego reportażu „Spałam w palarni”. Jak się tam spało i dlaczego akurat tam? Przy ścianie były fotele, które rozkładały się jak w kinie. Wieczorem, kiedy zaczynała się cisza nocna, brałam ze sobą kołdrę i poduszkę i kładłam się na ich siedzeniach. Pielęgniarki na początku protestowały, próbowały mnie namówić, żebym poszła do łóżka. Broniłam się tłumacząc, że przecież palarnia jest miejscem, z którego można korzystać całą dobę. W końcu machnęły ręką, być może dochodząc do wniosku, że można dać mi spokój, bo przecież nic złego nie robię. Spałam w palarni, bo miałam tam namiastkę wolności. To jedyne miejsce na całodobowym oddziale, które nie przypomina szpitala. Poza fotelami była tam duża metalowa popielniczka i stary wentylator, który szumiał nieudolnie mieszając powietrze. Rano budzili mnie pacjenci, którzy jako pierwsi przychodzili na papierosa wśród nich jeden z moich ulubionych, który twierdził, że jest milionerem i że kiedyś, jak stąd wyjdziemy, pojedziemy do jego mieszkania w Paryżu, gdzie razem będziemy palić cygara. Lubiłam też siedzieć w palarni w dzień. Ludzie stawali się tam jakby zdrowsi, jak za dotknięciem różdżki przechodząc przez jej skrzypiące drzwi. W pacjentach szpitala podobała mi się ich wrażliwość, szczerość, nieprzewidywalność. Osobom w kryzysie, zwłaszcza w psychozie spadają wszystkie maski, które zazwyczaj nosimy, by się chronić lub by coś wymusić na innych. Tam spotyka się tzw. ludzi w prawdzie. Rozmawia się o najważniejszych rzeczach miłości, marzeniach, czasem o polityce. Poza tym nigdzie chyba nikt nam nigdy tutaj nie zada pytania, czy rano biorąc prysznic widziałam na stopach Freuda. Krąży przekonanie, że kryzysów doświadczają ludzie wybitnie zdolni, inteligentni? Czy pani doświadczenie to potwierdza? Różnie z tym bywa. Są pacjenci, którzy studiują prawo i przynoszą stosy kodeksów do sali terapii, żeby przygotować się do egzaminu. Są biolodzy, filolodzy, fizycy. Pamiętam informatyka, któremu wydawało się, że jest komputerem. Miałam na sali tłumaczkę z języka chińskiego. Ale jest też wielu takich, których przed laty choroba wyrwała z życia i nie udało im się skończyć studiów, żadnej szkoły. I tacy o których nic nie wiadomo, bo są zatopieni w swoim świecie równoległym. Wiele osób w ogóle się nie odzywa. Niektórzy wydają nic nie znaczące dźwięki. Część pacjentów spędza całe dnie w łóżku. Myślę, że tym, co łączy tych ludzi nie jest inteligencja, niesamowita wyobraźnia, czy wybitne zdolności, ale wielka wrażliwość, ogromna czułość na emocje płynące z otoczenia. Szpital zabiera pacjentom wolność, oducza podejmowania decyzji. Na oddziale zamkniętym jest gorzej, niż w więzieniu, bo nie można wyjść nawet na korytarz. Szpital to izolatki, przywiązywanie pasami do łóżka, jeśli pacjent zaczyna zachowywać się w sposób, w jakim trudno go opanować, np. uderza głową w ścianę albo przypala się zapalniczką. Widziałam szpital w Wielkiej Brytanii, gdzie jest mniej więcej tyle samo personelu, co pacjentów, więc jeśli ktoś potrzebuje rozmowy zawsze znajdzie się ktoś, kto go wysłucha, a gdy zaczyna być nadpobudliwy jest ktoś, kto go uspokoi. Każdy pacjent ma swój pokój a przestrzeń przypomina dobrej klasy hotel. Szpital otacza ogród, ale przy każdym oddziale jest też wyjście na taras z trawą i roślinami w doniczkach. W naszych szpitalach często nie ma żadnej terapii, a jeśli już jest, to muzykoterapia albo psychorysunek. Tam w Anglii ludzie są przygotowywani do życia po wyjściu ze szpitala - wspólnie gotują, grają w tenisa stołowego, mają siłownię, zajęcia mindfulness. Na obiad jest kilka dań do wyboru a po kolacji wystawia się owoce, przez cała dobę jest dostęp do kawy i herbaty oraz do wody niegazowanej. U nas po kolacji wystawia się pokrojony na kromki chleb i gar kompotu, w którym wszyscy grzebią. Kiedyś napiłam się tego kompotu wprost z łyżki wazowej i nabawiłam się dotkliwego zakażenia. Obecnie, gdy jestem w świecie zdrowych, zawsze wpadam w zachwyt, kiedy mogę być w kinie, filharmonii, czy na plaży ciesząc się z tego, że tego doświadczam. Wielu ludziom, niestety, szpital daje poczucie bezpieczeństwa. W świecie poza nim nie widzą miejsca dla siebie. Spycha się ich bowiem na margines. Siedzą samotnie w swoich pokojach, z których coraz rzadziej wychodzą, albo często wracają do szpitala. Irena Lipowicz, Ewelina Nojszewska, Sebastian Sikorski Sprawdź POLECAMY Czy można tego uniknąć? Poznałam niedawno 33-letniego znakomitego architekta z diagnozą schizofrenii. Wyraził zgodę, żeby opowiedzieć historię jego choroby. Miał już cztery ciężkie załamania psychiczne – w szpitalu był trzy razy. Schizofrenia ma zwykle sinusoidalny przebieg, po zaostrzeniu objawów, osoby jej doświadczające wracają często do zdrowia i mogą normalnie funkcjonować. Kiedy kończył przedostatni rok studiów z bardzo dobrymi wynikami, choroba znowu nawróciła. Był tak niesamodzielny, że matka musiała go myć pod szpitalnym prysznicem. Znany profesor powiedział wtedy jego rodzicom: Macie wspaniałego syna, ale musicie szukać innej alternatywy leczenia. I wyleczyli go w niepublicznej przychodni. Tyle, że nie każdego stać na psychiatrę i terapię prywatnie. Uznani profesorowie biorą 400 zł za godzinę, a wizyta u psychiatry kosztuje nawet 250 zł. Prywatny szpital, to koszt prawie 15 tys. zł za dwa tygodnie w pokoju jednoosobowym. Teraz ten chłopak robi międzynarodową karierę, dzięki temu, że jego amerykański szef rozumie problemy osób chorujących psychicznie. Można więc powiedzie, że w trójkę pokonali chorobę: syn, jego ojciec, który na leczenie wydał wszystkie oszczędności i pracodawca. Nasi pracodawcy nie rozumieją tego, że nawet po ciężkim kryzysie można i trzeba wrócić do pracy? Dlaczego w Polsce takie chore, ale zdolne osoby są stygmatyzowane? W amerykańskich firmach często jest polityka różnorodności, która polega na tym, że zatrudnia się osoby, które wnoszą różną energię, możliwości, wrażliwość, odmienne doświadczenia. Jest miejsce dla osób z różnych kultur, o różnej orientacji seksualnej, różniących się wiekiem, kolorem skóry i także dla osób z doświadczeniem kryzysu. U nas bywa różnie. Wszystko zależy od człowieka, który danym miejscem zarządza i decyduje z kim chce pracować, a z kim nie. Ja po obu półrocznych hospitalizacjach mogłam wrócić do pracy i dostałam w niej od szefowej ogromne wsparcie. Zdjęła ze mnie część dawnych obowiązków w trosce o to, żebym się nie przemęczała. Byłam wtedy sekretarzem redakcji magazynu o podróżach a osobą, która wyciągnęła do mnie rękę była Paulina Stolarek-Marat, obecnie red. nacz. Zwierciadła. Ostatnio do Fundacji eFkropka w której działam, skupiającej głównie osoby po kryzysie pomagające ludziom, którzy w kryzysie trwają i ich bliskim, zgłosiła się kobieta z prośbą o warsztaty w jej firmie. Chciała przygotować pracowników na powrót ich koleżanki ze szpitala psychiatrycznego. Zazwyczaj jednak ludzie nie chcą pracować z takimi ludźmi. Fundacja Rodzić po Ludzku zaprezentowała raport z monitoringu oddziałów położniczych pn. Opieka okołoporodowa w Polsce w świetle doświadczeń kobiet. Czytaj także: Kobiety w ciąży bez kolejki u lekarza Fundacja po raz kolejny podjęła próbę dowiedzenia się, jak wygląda opieka w placówkach położniczych w Polsce. Tym razem zapytała kobiety. Przedstawiła informacje na temat aktualnej sytuacji w opiece okołoporodowej w Polsce w oparciu o informacje zebrane od blisko 10 tys. kobiet, które urodziły w latach 2017-2018. Zagadnieniem, które w sposób szczególny starano się pogłębić w zrealizowanym badaniu była relacja personel medyczny – kobieta. Ptrzemoc i nadużycia podczas porodu Większość kobiet wystawiłaby ocenę bardzo dobrą (36%) lub dobrą (38%) opiece w szpitalu i ma pozytywne doświadczenia porodowe. Jednocześnie odpowiedzi kobiet pokazują, że w trakcie większości porodów zdarzają się sytuacje niezgodne z obowiązującymi przepisami, nadużycia, a nawet przemoc. Czytaj także: RPD o skutkach picia alkoholu przez kobiety w ciąży X Jeśli do przemocy słownej i fizycznej zaliczymy zachowania personelu takie jak: szantażowanie, wyśmiewanie, grożenie, krzyczenie, obrażanie, wypowiadanie niestosownych w odczuciu kobiet komentarzy, szturchanie, rozkładanie na siłę nóg przy parciu, przywiązywanie nóg do łóżka porodowego, to 16,9% badanych doświadczyło w trakcie swojego porodu lub po porodzie jednej (lub więcej) z form przemocy. Z wszystkich odpowiedzi respondentek wynika, że w czasie porodu 54,3% kobiet doświadczyło przemocy lub nadużyć związanych z zachowaniem personelu lub niedopełnieniem wszystkich procedur. Odsetek ten odnosi się do tych kobiet, które wskazały, że w czasie porodu miała miejsce jedna (lub więcej) z opisanych powyżej sytuacji zakwalifikowanych jako przemoc lub jedna z następujących sytuacji: studenci/studentki położnictwa byli obecni bez zgody badanej, personel zdecydowanie nie dbał o zachowanie prywatności i intymności, nie odpowiadał na pytania, używał niezrozumiałego języka, zwracał się w sposób świadczący o braku szacunku, ankietowana miała poczucie, że personel gorzej ją traktował bądź zmuszał do czegoś. Naruszenia praw i skargi 15,5% badanych uznało, że podczas pobytu w szpitalu zostało złamane jakieś ich prawo, ale tylko 3% kobiet zdecydowało się złożyć skargę. 23,6% kobiet nie potrafiła stwierdzić, czy doszło do naruszenia ich prawa w trakcie pobytu w szpitalu. Ignorowanie, traktowanie z góry, wyśmiewanie Doświadczenie kobiet wskazuje na to, że w szpitalach w zakresie komunikacji personel - pacjentka, pojawiają się poważne nadużycia. 24% kobiet wskazywało, że personel wypowiadał niestosowane komentarze, co piąta miała poczucie, że była traktowana z góry. Inne problemy w komunikacji, na które wskazywały kobiety, to ignorowanie pytań, lekceważenie (17,1%), podnoszenie głosu (15,6%), krytykowanie (11,8%) i wyśmiewanie (10,1%). 13,5% kobiet było krytykowane przez personel w II okresie porodu za sposób parcia. Poczucie przymusu 12,8% kobiet w czasie pobytu w szpitalu czuło się zmuszonych do czegoś przez personel. Prawie połowa z tych osób (45,3%) czuła się zmuszona do karmienia mlekiem modyfikowanym, 21,3% do karmienia piersią, 21% do zaszczepienia dziecka, a 18,9% do wykąpania noworodka. 13,8% czuło się zmuszonych do porodu drogami natury. Część była zmuszana do pozycji leżącej w czasie porodu, do przyspieszenia przebiegu porodu, szybkiej pionizacji po operacji, założenia wenflonu, cewnika, opatrunku, wykonania lewatywy, przebicia pęcherza płodowego czy masażu szyjki macicy. Gorsze traktowanie 8,8% kobiet czuło się gorzej traktowanych niż inne pacjentki. Kobiety były gorzej traktowane gdy kierowały prośby do personelu (45%), co czwarta z powodu wieku, stanu zdrowia (18%) lub masy ciała (14%). Przyczyną gorszego traktowania była anonimowość w szpitalu – brak lekarza prowadzącego w szpitalu, w którym rodziły czy brak znajomości wśród personelu, brak wykupionej indywidualnej opieki położnej w trakcie porodu czy indywidualnego wsparcia po porodzie. Kobiety czuły się gorzej traktowane ze względu na swoją sytuację czy decyzje – poród naturalny, cesarskie cięcie, karmienie mlekiem modyfikowanym, nie wyrażenie zgody na zaszczepienie dziecka, przygotowanie planu porodu, zadawanie dodatkowych pytań. Prywatność i intymność 19,3% kobiet deklarowało, że niektóre czynności były wykonane bez dbałości o prywatność czy intymność - badania były wykonywane w obecności innych kobiet lub odwiedzających w sali, personel pozostawiał otwarte drzwi do sal, w których przebywały. Ponad połowa wskazywała, na zbyt dużą liczbę osób z personelu oraz studentów w trakcie badań, porodu. 17,6% respondentek uznało, że personel nie zadbał o ich intymność podczas obchodu lub badań lekarskich. Badanie pokazało, że na oddziałach położniczych nie ma zwyczaju pukania do drzwi sal, w których przebywają kobiety z noworodkami - jedynie 18% deklarowało, że personel pukał do drzwi. Przemoc fizyczna Część kobiet doświadczyła w szpitalu przemocy fizycznej. 3% stwierdziło, że w czasie II okresu porodu ktoś na siłę rozkładał ich nogi, 66 kobiet miała przywiązywane nogi do łóżka porodowego, a w relacjach 38 kobiet pojawiła się informacja, że były szturchane przez personel. 13% kobiet zadeklarowało, że chciało otrzymać znieczulenie zewnątrzoponowe, ale w szpitalu, w którym rodziły, nie było takiej możliwości. Co trzecia kobieta biorąca udział w badaniu stwierdziła, że w szpitalu zdarzyła się sytuacja, że jakaś czynność została wykonano za mało delikatnie – w przypadku 71,8% było to badanie wewnętrzne, co czwarta doświadczyła bolesnego szycia krocza, a 20% niedelikatnego przystawienie dziecka do piersi. 15,5% badanych deklarowało, że w czasie porodu personel naciskał na ich brzuch, najczęściej dłonią (57,6%), łokciem (39%) lub całym ciałem (18,2%). U części kobiet mógł zostać zastosowany tzw. chwyt Kristellera podczas porodu. Zgoda na zabieg Badanie pokazało, że zagwarantowane prawem pytanie o zgodę na zabiegi nie jest rutynową praktyką - 40,9% kobiet nie zostało zapytanych o zgodę na założenie wenflonu, blisko połowa na obecność studentów w sali porodowej, 27,1% na wywołanie porodu, a 29,1% na podanie kroplówki z oksytocyną. Co trzecia (32,9%) w ogóle nie była pytana o zgodę na wykonanie badania wewnętrznego. Zdecydowana większość badanych była pytana o zgodę na szczepienie noworodka (84,8%), a 2/3 na badanie dziecka (67,9%). Blisko połowa dzieci została wykąpana bez zapytania matki o zgodę (48,1%), a 43,2% podano mleko modyfikowane bez zgody matki. Medykalizacja porodu i nacinanie krocza Jednym z ważniejszych celów wprowadzenia Standardów Opieki Okołoporodowej było obniżenie medykalizacji porodu. Jak pokazuje badanie prawie wszystkie kobiety (90,9%), miały w szpitalu założone wkłucie do żyły obwodowej. Wśród kobiet, które rodziły drogami natury 43,4% miało wywoływany poród, 60,6% podaną kroplówkę z oksytocyną, a ponad połowa (55,4%) miała nacięte krocze. Odsetek ten zmniejszył się znacznie w ciągu ostatnich 12 lat – w 2006 r. 80% kobiet miało nacięcie krocza. W wielu miejscach ta interwencja przestała być rutyną, ale nadal co druga kobieta w sali porodowej ma nacinane krocze. Złoty standard? Tylko 38,5% kobiet miało zapewniony „złoty standard" – kontakt z dzieckiem minimum dwie godziny po porodzie. Mniej niż połowa (45,6%) oceniła dobrze wsparcie personelu w karmieniu piersią, co trzecia zaznaczyła, że nie było możliwości skorzystania z usług doradcy laktacyjnego na oddziale (32,6%). Ponad 60% dzieci w trakcie pobytu w szpitalu było dokarmianych mlekiem modyfikowanym. Zmiany na lepsze Ostanie lata i badanie pokazują wiele pozytywnych zmian - obecność bliskiej osoby bez opłat, zwiększającą się liczbę sal pojedynczych do porodów rodzinnych, więcej kobiet może pić i jeść w trakcie porodu, zmniejsza się odsetek nacięć krocza, zwiększa aktywność kobiet podczas porodu, poprawia się realizacja prawa do dwugodzinnego, nieprzerwanego kontaktu matki z dzieckiem „skóra do skóry" po narodzinach, coraz więcej kobiet przygotowuje swój plan porodu. Niestety obowiązujące od 2012 roku we wszystkich placówkach położniczych w Polsce Standardy Opieki Okołoporodowej są wdrażane bardzo powoli, wpływa na to brak konsekwencji wobec placówek naruszających prawo, zarówno ze strony decydentów, jak i samych kobiet. Monitoring z udziałem kobiet pokazuje, że prawa kobiet rodzących w szpitalach i na oddziałach położniczych nie są respektowane, a część doświadcza przemocy za zamkniętymi drzwiami oddziałów położniczych. Te doświadczenia pozostawiają trwały ślad w ich ciele i psychice. O Fundacji Rodzić po Ludzku Fundacja Rodzić po Ludzku jest organizacją pozarządową pożytku publicznego działająca na rzecz kobiet w ciąży i matek małych dzieci. Misją Fundacji jest poprawa opieki perinatalnej i warunków w placówkach położniczych w Polsce. Od 22 lat w sposób ciągły prowadzi działania rzecznicze, interwencyjne i edukacyjne, których adresatami są decydenci służby zdrowia, aktywiści, personel medyczny oraz same kobiety w ciąży i matki małych dzieci. Monitoringi, wynikające z nich raporty i analizy stanu opieki okołoporodowej stały się podstawą postulatów stworzenia ogólnopolskich standardów opieki okołoporodowej. W 2015 r. Fundacja otrzymała nagrodę WHO za „działalność w zakresie prac nad poprawą jakości opieki okołoporodowej", a w 2016 r. nagrodę ONZ za „skuteczne rzecznictwo oraz wsparcie praw kobiet". Jeśli osoby chore psychicznie mają zostać unieruchomione na dłuższy czas, zgodę musi wydać sędzia – orzekł niemiecki Trybunał Konstytucyjny, przyznając rację skarżącym. Czytaj także: RPO o osobach chorych psychicznie w więzieniach Przypadek, który rozpatrywali sędziowie Trybunału w Karlsruhe, dotyczył dwóch mężczyzn pochodzących z Bawarii i Badenii-Wirtembergii. W landach tych przywiązanie do łóżka osoby chorej psychicznie nie musi być poprzedzone decyzją sędziego. Mężczyźni, którzy wnieśli skargę, byli unieruchamiani przez wiele godzin dziennie i tylko na podstawie orzeczenia lekarskiego. Teraz, po wyroku TK, parlamenty regionalne obu krajów związkowych mają czas do 30 czerwca 2019, aby dostosować swoje przepisy. Naruszenie praw podstawowych Unieruchomienie pacjenta jest ingerencją w jego podstawowe prawo do wolności, gwarantowane konstytucją – powiedział przewodniczący Drugiego Senatu TK, Andreas Vosskuhle. Jeśli przywiązanie nóg, ramion i brzucha, a w niektórych przypadkach także klatki piersiowej i czoła, trwa przewidywalnie dłużej niż pół godziny, to nie wystarczy sama zgoda lekarza. Dlatego w przyszłości między godziną 6:00 a 21:00 muszą być dostępni dyżurujący sędziowie, by w razie potrzeby sprawdzić lekarskie zarządzenia przymusu. Zasadniczo jednak zastosowanie przymusu wymaga „uprzedniego nakazu sądowego". Jeśli unieruchomienie pacjenta ma miejsce w nocy, decyzja sądowa musi zostać wydana następnego dnia rano. Przywiązanie jako środek ostateczny Niemiecki TK przyznał, że unieruchomienie pacjentów jest nieraz niezbędne w krótkim czasie, jeśli istnieje ryzyko, że pacjent narazi siebie lub innych na niebezpieczeństwo. Krępowanie pacjentów jest jednak dopuszczalne tylko jako „środek ostateczny", gdyby niemożliwe było zastosowanie łagodniejszych środków – argumentowali sędziowie. Pacjenci muszą też zostać poinformowani, że mogą później domagać się skontrolowania zastosowanego wobec nich przymusu. O umieszczeniu pacjentów w zamkniętych zakładach psychiatrycznych decyduje w Niemczech sędzia. Jednak przepisy dotyczące unieruchomienia chorych psychicznie są w każdym z 16 krajów związkowych różne. Jedynie przepisy w Berlinie, Nadrenii Północnej-Westfalii i Dolnej Saksonii przewidują nakaz sądowy. (afp, dpa, epd)/dom „Nie drzyj się jak zwierzę”, „zamknij się”, „zrobić to miał kto, ale urodzić też trzeba” – to tylko nieliczne komentarze, jakie można usłyszeć za zamkniętymi drzwiami polskich porodówek. Wyniki raportu przygotowanego przez Fundację Rodzić po Ludzku pokazują skandalicznie szeroki zakres nadużyć w opiece okołoporodowej. Przedstawiciele Fundacji Rodzić po Ludzku, autorzy raportu z monitoringu oddziałów położniczych, zapytali 10 tys. kobiet o ich opinie na temat opieki okołoporodowej, którą otrzymały w Polsce. Eksperci organizacji skupili się przede wszystkim na relacji personel medyczny – kobieta. Diagnoza, postanowiona na podstawie uzyskanych głosów, nie pozostawia złudzeń: na polskich oddziałach szpitalnych zdarzają się sytuacje niezgodne z obowiązującymi przepisami, nadużycia, a nawet przemoc: fizyczna, psychiczna i słowna. Prawo do intymności – nie dla każdego Jednym z podstawowych praw pacjentki, która korzysta z opieki okołoporodowej, jest prawo do szacunku, godnego traktowania i intymności. Tymczasem blisko 20% respondentek wskazało, że wiele czynności szpitalnych wykonywano bez dbałości o prywatność czy intymność badanych. Ponad 70% z tych kobiet przyznała, że rozmowy z lekarzem czy badania były wykonywane w obecności innych kobiet w sali. Czasem zdarzało się to w obecności odwiedzających (12% przypadków). Standardy opieki okołoporodowej w Polsce wymagają również, by personel szpitala każdorazowo pytał pacjentkę o zgodę na wszelkie planowane zabiegi i badania. Okazuje się, że wymóg ten nie zawsze jest realizowany. Spośród kobiet, które miały w szpitalu założone wkłucie do żyły obwodowej, tylko 58% zostało poproszonych o zgodę na wykonanie tej czynności. Aż 41% takiego pytania nie usłyszało. Z raportu Fundacji Rodzić po Ludzku wynika też, że u 16% kobiet, które objęto analizą, na sali porodowej obecni byli studenci medycyny lub położnictwa. Blisko połowa z tych pacjentek (46%) nie została zapytana przez personel, czy wyraża na to zgodę. „Leżałam na stole operacyjnym, byłam przyszykowywana do cięcia cesarskiego. Przed położeniem się kazano mi się rozebrać do naga w obecności około 10 osób, w tym mężczyzn, studentów. Widziałam, jak po cichu mnie obgadują i naśmiewają się. Było to bardzo poniżające” – pisała jedna z respondentek. Wśród badanych znalazły się także osoby (3,6% ankietowanych), które deklarowały, że już na izbie przyjęć miała miejsce sytuacja, na którą nie wyraziły zgody lub która naruszyła ich poczucie bezpieczeństwa. Wynikało to ze sposobu, w jaki pacjentki były traktowane przez lekarzy, stosowanej formy komunikacji bądź niedopełnienia procedur. Zobacz też: Brak wyczucia, dyskryminacja, nadużycia – patologie za zamkniętymi drzwiami porodówek Rodzące zwracały również uwagę na to, że nie zawsze traktowano je z dostateczną empatią. Co trzecia kobieta biorąca udział w badaniu (31%) skarżyła się na niewystarczającą delikatność personelu. Najwięcej pań z tej grupy deklarowało, że brak wyczucia przydarzył się podczas badania wewnętrznego (72% przypadków) oraz szycia krocza (ok. 25%). Niewiele mniej (20%) wskazywało na sytuację przystawiania dziecka do piersi. Co szczególnie alarmujące, w badanej próbie znalazły się kobiety, które zwróciły uwagę na przemoc fizyczną w szpitalu. 3% respondentek twierdziło, że w drugim okresie porodu personel medyczny na siłę rozkładał im nogi, a u 66 badanych zdecydowano się na przywiązanie nóg do łóżka porodowego. Część pacjentek była też poszturchiwana. To jednak nie wszystkie nieprawidłowości, które wykryto na polskich porodówkach. Część ankietowanych spotkała się też z dyskryminacją. Gorsze traktowane miało wynikać z powodu wieku i stanu zdrowia (18% przypadków) lub masy ciała (14%): „Ile pani przytyła podczas ciąży? 17 kg? A wygląda jak 27”.„Pani nie jest opuchnięta, tylko gruba”.„W tym wieku nie urodzisz normalnie”. Przemoc, która zaczyna się w języku Nierzadką praktyką jest również poufałe bądź infantylne zwracanie się do kobiet oraz stosowanie zwrotów w trzeciej osobie lub w formie bezokolicznikowej. Pacjentki zwracały uwagę, że w stosunku do nich używano takich określeń, jak: „kochaniutka”, „dziewczyno”, „słoneczko”, a nawet „lalko”. Zdarzały się jednak znacznie mniej delikatne określenia, a nawet jawne nadużycia i przemoc słowna: „Podczas pierwszej fazy przyszła doktor sprawdzić rozwarcie i zrobić mi masaż szyjki, który robiła na siłę i bez mojej zgody. Gdy krzyczałam z bólu, to usłyszałam, żebym się nie darła, bo nie jestem bydłem/zwierzęciem… I dopóki nie przestanę krzyczeć, to mnie nie zbada. Gdyby nie mój mąż, nie miałabym się jak obronić, bo tylko płakałam z bólu” – opisywała jedna z badanych. Jak wskazywały respondentki, personel szpitala, wbrew standardom opieki okołoporodowej, niejednokrotnie nie stosował się też do założeń planu porodu lub wręcz lekceważył życzenia pacjentki. Respondentki słyszały takie niewybredne uwagi: „A Ty, dziecino, w ogóle czytałaś to, co nam przyniosłaś?”.„Nie wyraziła zgody na poród siłami natury? A co to za powód: brak zgody? Gówno, nie powód”. Inna pacjentka wspomniała, że w planie porodu zapisała brak zgody na nacięcie krocza. Gdy usłyszał o tym ordynator, powiedział pacjentce, że to nie ona o tym decyduje. „Zaczął się naśmiewać z mojej >>wiedzy z internetu<< i powiedział, że mam usunąć ten zapis z planu porodu albo szukać sobie innego szpitala” – napisała jedna z respondentek. Łagodzenie bólu i pozycja podczas porodu – nie zawsze zgodnie z wytycznymi W raporcie skupiono się także na kwestii łagodzenia bólu porodowego. Z odpowiedzi respondentek wynika, że znieczulenie zewnątrzoponowe podano 24% badanych, które rodziły naturalnie lub miały nieplanowane cesarskie cięcie. Ale 13% kobiet, które zadeklarowały chęć skorzystania z niego, nie miało w swoim szpitalu takiej możliwości. W czasie drugiego okresu porodu 65% respondentek rodziła w pozycji półsiedzącej, a 36% kobiet – płasko na plecach. Co trzecia badana (37%) nie mogła wybrać pozycji, w jakiej urodzi dziecko – zadecydował o tym personel w sali porodowej. Samodzielną decyzję w tej kwestii mogło podjąć tylko 9,3% kobiet (większość współdecydowała o tym w porozumieniu z lekarzem lub położną). Parcie ściśle według wskazań. Standardy sobie, a życie sobie Mimo zawartego w standardach opieki okołoporodowej obowiązku, by zachęcać kobietę do kierowania się własną potrzebą parcia, ponad połowa respondentek deklarowała, że personel kazał im nabrać powietrza, zatrzymać je na dłużej i mocno przeć (64%), przyginać głowę do klatki piersiowej (55%) lub przyginać nogi do brzucha (41%). W praktyce do kierowania się własną potrzebą parcia zachęcano niespełna połowę badanych (42%). Raport wykazał, że u części kobiet mógł zostać zastosowany tzw. chwyt Kristellera. 15,5% badanych deklarowało, że w czasie porodu personel naciskał na ich brzuch, a aż 90% pań z tej grupy wskazało, że ugniatanie brzucha odbywało się w drugim okresie porodu. Na brzuch naciskano najczęściej dłonią (58%) lub łokciem (39%). U 18% kobiet z tej grupy osoba z personelu szpitalnego napierała na brzuch całym ciałem. „Prawie uduszono mnie i dziecko podczas bardzo brutalnego chwytu Kristellera w drugiej fazie porodu. Położne i lekarz nie dowierzały mi, że nie mam już siły przeć. Lekarz prawie leżał na mnie i wyciskał dziecko, które urodziło się sine. Potem dziecko zabrano ode mnie, a ja zostałam sama w brei poporodowej, której nie miał kto wytrzeć. Żałowałam, że nie umarłam” – pisała jedna z ankietowanych. Nacięcie krocza wciąż powszechne, ale rzadsze niż przed laty Ponad połowa badanych (55%), które rodziły siłami natury, wskazała, że w czasie porodu wykonano im nacięcie krocza. Odsetek ten, choć wciąż wysoki, zmniejszył się na przestrzeni ostatnich lat. Jeszcze 12 lat temu tę interwencję medyczną wykonywano w 80% przypadków. Opieka nad noworodkiem – jest lepiej, ale wciąż potrzebne poprawki Nieco lepiej przedstawia się obraz opieki poporodowej. Kontakt „skóra do skóry” miało po narodzinach dziecka 93% respondentek. Ten jednak rzadko trwał tyle, ile wymagają standardy opieki okołoporodowej. Tylko 38,5% badanych, które miały zapewniony taki kontakt, deklarowało, że spędziło z dzieckiem rekomendowane dwie godziny. Najczęściej dzieci zabierano wcześniej, powołując się na konieczność ich zmierzenia i zważenia. Na oddziale położniczym prawie wszystkie kobiety (93,5%) mogły przebywać razem z dzieckiem bez ograniczeń. Nie wszystkie mamy mogły jednak w wystarczająco często pielęgnować swoje dzieci. Prawie połowa badanych (47%) twierdziła, że wszystkie te czynności wykonywane były przez personel, a co trzecia respondentka w nich nawet nie uczestniczyła. Wsparcie w karmieniu piersią. Raport z monitoringu oddziałów położniczych wykrył rażące nadużycia Ogólna ocena wsparcia w karmieniu piersią w szpitalach nie jest satysfakcjonująca. Zgodnie z danymi przedstawionymi w raporcie, 66,5% kobiet, które rodziły siłami natury, uzyskała pomoc personelu w pierwszym przystawieniu dziecka do piersi w sali porodowej. Spośród pacjentek, które potrzebowały w tym zakresie pomocy, 44% zadeklarowało, że personel pomagał im z własnej inicjatywy, a 40% musiało o to poprosić. Blisko 18% kobiet nie otrzymało takiego wsparcia mimo zaistnienia takiej potrzeby. Co więcej, część z nich spotkała się z niewybrednymi komentarzami. „Jaka z pani matka, że nie ma pani pokarmu! Wszystkie matki mają wystarczającą ilość pokarmu, a pani pewnie odciągać się nie chce” – relacjonowała jedna z respondentek.„Jak można nie wiedzieć, jak karmić dziecko? Przecież każda matka to wie. To nie jest nic skomplikowanego! Każdy ssak to potrafi” – napisała inna.„Jedna z pań bez zgody ścisnęła mi piersi i z wyrzutem się zapytała, czym chce karmić, skoro tu nic nie ma” – wyznała kolejna kobieta. Wsparcie doradcy laktacyjnego było z kolei zależne od szpitala. Średnio co trzecia badana nie miała w swoim ośrodku możliwości skorzystania z takich usług. „Położna mająca dyżur na oddziale położnictwa wyśmiała mnie za używanie laktatora. Powiedziała, że zamiast używać laktatora, powinnam 24 godziny na dobę leżeć z dzieckiem na cycku” – opowiedziała jedna z badanych. Raport Fundacji Rodzić po Ludzku pokazuje, jak wiele jest jeszcze do poprawy w opiece okołoporodowej – przede wszystkim na polu zwykłej empatii i respektowania podstawowych praw człowieka. Każda kobieta ma bowiem prawo do jak najlepszej troski o swój stan zdrowia. Dotyczy to „zarówno godnej, pełnej szacunku opieki zdrowotnej podczas całej ciąży i porodu, jak i prawa do bycia wolnym od przemocy i dyskryminacji” – czytamy w podsumowaniu raportu z monitoringu oddziałów położniczych. Pełny raport można pobrać pod tym adresem. Dostęp dla wszystkich Wolny dostęp Ten materiał dostępny jest dla wszystkich czytelników Chcemy Być Rodzicami. Ale możesz otrzymać więcej posiadając Kontro Premium!

przywiązywanie pacjenta do łóżka